|
A D A M K O N R A D K A P C I A |
|
Szare miasteczko, w którym przyszło
mi żyć, nie raz powodowało niechęć moją do cywilizacji wieku XX.
O przyjaciół prawdziwych, dobrych i wiernych trudno. Częste
niezrozumienie drugiego człowieka zmusza mnie do rozmowy, dokładniej
mówiąc, do monologu kierowanego do wysokiego drzewa w lesie, czasami
do opuszczonego zwierzęcia, który okazuje mi swoją wdzięczność
częściej, aniżeli hałaśliwi i pretensjonalni ludzie. Zmaganie się
z codziennością jest dla mnie czymś bardzo ważnym, jest walką, w
której nie raz ponosiłem klęskę. Moja poezja jest
odzwierciedleniem mnie samego. Kocham ją za to, że jest jak mój cień,
zawsze ze mną. Biorąc udział w mojej grze słów, "gracz"
wnika w najgłębsze sfery demaskując małego mego umysłu, człowieczka,
pozbawiając go masek. Właściwie mogę postawić sobie pytanie:
Dlaczego postanowiłem pisać? Długo zastanawiałem się nad tym. Cały
mój proces pisania, tj. przelewania myśli na papier, miał swój
początek w roku 1996, kiedy to spotkałem "brata" na drodze
mojego życia, tajemniczą postać wykraczającą poza wymiar typowego
świata, w którym to brak człowieczeństwa, ogólna znieczulica na
los bliźniego oraz powszechny fałsz i koszmar bytowania wiodą prym.
Jego duchowy wpływ na moją osobowość, zainicjował zbieranie myśli
w postaci wierszy. Nigdy nie uważałem się za poetę, ani też nie będę
się za niego uważał, ponieważ Poezja jest darem dla wybranych. A
czy ja jestem wybrańcem - nie mnie jest to sądzić. Jednakże jeśli
zagłębiłeś się w moje myśli i wiesz, że nie odbiegają one od
tych, jakie ty masz - napisz do mnie, możemy czasem pogadać, może
nawet spotkać się przy piwie: e-mail: paxetbonum_weltanschauung@yahoo.de;
tel.: (0048) 600 413 894
Może niedługo uda mi się zebrać
pieniądze i oddać do druku mój tomik wierszy, pt. "Walka myśli
czyli Filozofia a Egzystencjonalizm" - przecież nie mogę odejść
stąd nie pozostawiwszy po sobie nic. Czasami czułem się samotny z
moimi wierszami, a jedynym pocieszeniem byli przyjaciele z Elbląskiego
Klubu Poetyckiego, z którymi to mogłem podzielić się swoim słowem
i myślą. Chciałbym również podziękować moim dwóm prawdziwym
przyjaciołom Joannie B. oraz Robertowi P., dzięki którym zacząłem
być człowiekiem...
autor |
Kim
ja jestem ? Człowiekiem znikąd A może... Jakaż jest miara Człowieczeństwa ? Czy są to tylko cyfry Których wartość Ulega zmianie Wraz z upływem czasu ? A może siła serca Jest miarą wartości Człowieka znikąd Donikąd zdążającego ? A cóż więcej mógłbym chcieć... Nic mi nie pozostaje Jak wtopić się w umysł Niczego nieświadomy Senny, marzący Krążący po orbicie Mej świadomości... /11.02.1998/ Dzieło Niedokończone dzieło... Zszarzały ołówek, Wyblakły atrament, Myśl wyrwana z firmamentu umysłu, Wielkie idee... Spoczywające na dnie Szarego, zakurzonego kartonu. /02.07.1997/ Prawda Przychodzi znikąd Donikąd też nie zdąża Bezwładnie kołysze się Pomiędzy śmiertelnikami Planety Ziemia... Prawda otula się kłamstwem Gdy z zaskoczenia Porażona zostaje Zdemaskowana i ujawniona... Z rozgoryczenia rozbija się O strome myśli człowieka... Koło Tak mocno zagubiony Niepewny, strachliwy... To ja z krzykiem na ustach Wyciągnąłem dłoń Tę jedyną To ja rozpaczliwym wzrokiem Łzą w mętnym oku Płynąłem ku człowiekowi Tą jedyną To mi szyderczym gestem Rzucono... koło ratunkowe A ja zaufałem To ja bezwładnie Opadłwszy na dno Zmiażdżony zostałem Ołowianym kołem ratunkowym... /05.01.1998/ Niemoc Jakaż wściekłość Jakiś bunt Zawładnął mną całym To c z a s winny - to on Złamał schemat Wyłamał się z normalności Jakaś potężna siła Pcha mnie do działania Jakżesz chciałbym Kopnąć bezgraniczny czas W zakurzony tyłek Historii... Jednak nic nie pozostaje Nad bezsilność i oczekiwanie Co przedłuża się w nieskończoność Szeroko ujętą umysłem nieobjętym... Jestem bezbronny I tylko jak biały wilk Mogę wyć do księżyca Z myślą, że kiedyś Że ktoś mnie wysłucha... /05.07.1998/ Pewna śmierć Ileż to jeszcze lat Przyjdzie mi uciekać Jak zbrodniarz Kanałami życia ? Kiedy nadejdzie dzień Upragnionego wyzwolenia Gdy będę mógł odrzucić Czarne okulary mojego życia ? Kiedyż będę mógł kochać Nie będąc w ukryciu Nie skrywając się za Maską XX wieku ? Kiedy będę mógł Spojrzeć w oczy Wyjść z mroku Stanąć w promieniach słońca ? Nie, ja już nie mogę. Umrzeć mi przyjdzie To pewne Już nic nie zmieni... Czuję to. Zbliża się. Wokół mnie coraz więcej... Mgła śmierci pożera mnie Wbija się w serce. Już nic nie widzę. Otchłań mnie pochłania. Czarna śmierć Zabrała mi duszę. Już nic nie zostało Krwawa nienawiść W martwych oczach Piana zemsty W sinych ustach W kajdanach umysłu Stałem się niewolnikiem Własnego umysłu Rewolucja trzeciego wymiaru Przejęła ster mojego myślenia Całkiem niezależny Teraz pozbawiony wolności Odwieczna walka Utraciła swą moc Stała się odwiecznym Poddaństwem mojego Drugiego ja Krzyk mi pozostał... Zdławiony przeciwnością losu Który między teraz a jutro Pogrzebany został Związany spoczywa na dnie... /16.02.1997/ Rok 1944 Maszerują dwójkami Przez las, przez las Tupiąc ciężkimi butami Butami depcząc czas Naprzód w otchłań mroku Ze śmiercią na twarzy Kroczą ku przyszłości Ku niepodległości Ku chwale Ojczyzny ! Deszcz jesienny spadł Znienacka Czy to garść kul Czy łez... Ku chwale Ojczyzny - padły słowa Sztandar załomotał tknięty wiatrem A on z wymalowanym Na twarzy krzykiem Zgiął się w pół i upadł Na mokrą i zimną ziemię Kierując spojrzenie ku niebu... /16.09.1997/ Pragnienia złe czarne wykolejone... rzucone na stos na stos p r z e p a d ł y już nic, nic tylko łzy rzeka łez morze łez łez czasu zamknięte w klepsydrze płyną w nieskończoność... /09.01.1998/ Zbluzgany Przyszedłem byłem Na ten świat Nieludzki, nieczuły By spojrzeć prawdzie W czarne oczy Które widziały Nienawiść, wzgardę. Rasa Panów upadła Spoglądając raz jeszcze Na zdehumanizowany świat Pełen nieszczęścia, fałszu By oddać się W katastroficzne objęcie Wszechmocnej Śmierci. /09.12.1997/ Tytan Z kłębowiska pyłu wodnego Wyłania się Tytan przyszłości Okryty mrokiem przemierza Głębie sinego oceanu Przecinając je wżera się We wzburzone fale żądne krwi Pewny swej ogromnej siły Miażdży pieniaczy arktycznego świata Porykując czasem dławi fale Choć te wiedząc o swej bezsilności Rzucają się na ciężki monument Konstruktywnego świata ludzkości Okryty gwiezdnym płaszczem Mknie niezatapialny Łykając mroczne tajemnice By poddać się marzeniom I udać się w krainę Wiecznej szczęśliwości Gdzie jedynym władcą jest cisza Gdzie jedynym sternikiem jest śmierć Gdzie jedynym spowiednikiem jest morze Gdzie... Potężny Tytan pogrążając się we śnie Przemierza rozległą krainę zapomnienia... /26.02.1998/ Przebacz Widzisz? Płaczę stojąc nad grobem Twym. Ogarnia mnie ból widząc Twe oczy Wtopione w nieskończoności toń. Błyskawico! Ty znaku miłości, Która prowadzisz nas w nieznane nam kierunki. Niebo! Toń błękitu - okrywasz nas swoim płaszczem, Zraszasz nasze ciała przezroczem Twoich kropli. Wzywam Ciebie PEGAZIE snów! Daj nam życie, Wolności słowa i czynu! Wzywam! Dodaj mi skrzydeł bym mógł się wznieść Ponad szczyty, do Ciebie, Poezjo! Co czynisz nas szczęśliwym... Potęgo! Wskaż nam źródło życia! Naturo! Ty - co stwarzasz oset Nazywając go kwiatem goryczy. Tajemnico! Daj nam przeżyć tych chwil parę! BOŻE! Coś stworzył życie nazywając je człowiekiem Przebacz!!! /19.05.1996/ DIE REIHEN VON VERURTEILTEN Die jungen Schatten sind wir in der Wirklichkeit im Tag und in der Nacht verloren Die Helden, die Brüder des jungen Werters die unaufhörlich mit Existenz der lebendigen Materie kämpfen Die Schatten der vergangenen Zeit von einer sinnlosen Idee verfaßt lenken ihre Schritte durch den finsteren Zukunftsgang der Leere entegegen - verlorenes Ziel verlöschter Punkt - sei der Ausgangspunkt Die zwecklose Wanderung zwischen Schwarz und Weiß Die Unglücklichen, als Menschen verloren verhängnisvoll durch Nichts gewählt sind wir auf den hoffnungslosen Kampf mit dem Schicksal, der Zeit und mit der Grenze angewiesen die unsere Seele vom Überdauernswillen endgültig trennt... /11. November 1998/ |